„Proza w słupkach”

  • Przybieram pozycję do koloru i do pary

    z moimi lękiem i wstrętem

    do wyboru

    wypełniam się gorączką, obłędem, zmęczeniem

    złe mija, kiedy zadowalam się odroczeniem wyroku śmierci

    merdającego ogona

    udaję, że do świtu zostało nam całe długie życie

    moje i jego

  • oblizała się i beknęła

    leżał na wpół zjedzony

    był wspaniałym kochankiem

    przepraszam!

    no przepraszam!

    przecież porcja była wielka

    ale było pyszne

    wrócę

    kiedy zgłodnieję

  • tęsknię do wszystkiego,

    co minęło, co przeszłe

    bo już nie wróci

    dopiero teraz jestem gotowa

    żeby to przeżyć

    nie przebierając w uczuciach

    biorąc jak leci

    na pewno się przyda

    a dziś znowu spotkało mnie coś

    co zrozumiem kiedyś

    za późno

  • przeceniłam swój spust

    i dodałam za dużo życia

    do życia

    obolała obiecuję

    że nigdy więcej

    byle tak w sercu nie mdliło

    niech tylko minie

    będę grzeczna

    i wierna

  • chropowaty tynk, po którym przesuwam dłonią, kiedy idę nocą wzdłuż kamienic

    nie było żadnego istotnego powodu, by go opuszczać,

    żadnego poza wstydem

    rano zacznę tęsknić

    i za nim, i za kimś, kogo wydobył ze środka jego język

    za kimś straconym

    kim już nie jestem

  • robię ostrożny krok do przodu

    chcę powiedzieć: przykro mi, ale wzruszają się jedynie moje ramiona

    emocje są za gorące, by o nich mówić.

    obracam je w ustach

    studzę

    a potem już chłodne, nie dotykają nikogo

    w ogóle ich nie poznaję

    przestaję mówić z pretensją, w ogóle przestaję mówić

    ręce zwisają bezwładnie

    patrzę na nas

    rozmazane plamy czerni

  • wszystkie drogi tutaj pokazują, że nie ma wszystko jedno

    nie istnieje, nie ma takiego kierunkowskazu

    do wszystko jedno

    nie jest mi wszystko jedno

    kogo kochasz, ani gdzie spędzasz noc

    czy piszesz do mnie, czy do kogoś innego

    kto śpi z tobą w moim łóżku

    wszystko, co się Tobie zdarza, zajmuje miejsce między nami

    obojętność jest zawsze lękiem

  • Nie pamiętam jego twarzy, bo kiedy przed nią stałam, widziałam jedynie swoją twarz.

    Nie pamiętam ciała, bo odbijało się nim moje ciało.

    - Masz dużo mięśni - uśmiechnął się - i założył koszulę, jakby chciał coś ukryć.

    Niepotrzebnie, bo to nie on, a ja byłam bez zasłony.

    Łagodził moje rozdrażenienie, a moja skóra stawała się nieprzeorana doświadczeniem.

    Może udałoby się spędzić z nim noc i cieszyć się, że dopiero rano stanie się moim złym duchem, że dopiero rano zostanę odprawiona…

    Chciałam zabrać go do domu, ale przestraszyłam się spodziewanej dociekliwości, która nigdy nie jest dobra. Chciałam go sobie wziąć, ale bałam się tak po prostu brać, bo to wolno jedynie mojej matce. Do niej należą ociekające seksem gesty. Jej posłańcy nachodzą mnie we śnie i pilnują bym nikogo nie zaprosiła do łóżka wąskiego jak dziecięcy tapczan.

    No i między nami był ten żółty kwiatek, ten pod ochroną, którego nie powinien był zrywać.

  • nie będzie mnie w poniedziałek…

    muszę zapisać w kalendarzu, bo zapomnę i przyjdę

    z nawyku

    może wcale nie z nawyku

    przyjdę, bo nie chcę przyjąć do wiadomości, że ciebie nie będzie

    przyjdę i będę waliła w drzwi

    lepiej naprawdę zapiszę, że ciebie nie będzie

  • wyjść ze struchlenia i czujności,

    przestać być lisicą, co gronostajem leży na barkach mężczyzny

    na niby dba o jego ciepło i swoją przyszłość bezpieczną

    nieskalaną żywotnością

    składającą wciąż i wciąż hołd

    instynktowi samozachowawczemu

    i być naiwniakiem

    co kocha każdy odruch żywy

    nawet gdy nabierany

    i nabijany w butelkę

    tysiąc

    milion

    miliard

    razy

    na całym świecie

    przez wyznanie miłości

  • kilka scen z życia

    przechadza się dumnie

    głosząc

    że nie ma nic do ukrycia

    nikt po nie

    nie sięga

    nikt ich nie chce

    bo nikogo nie łechce

    mieć u boku kogoś

    tak

    jaskrawie

    fałszywego