„Garderoba”
„W sklepie dziewczyna lub chłopak. Naprawdę nie wiem, jakiej płci jest ten ktoś z nadąsaną miną modelki. Za jego plecami na szklanych wieszakach lewitują sukienki, garnitury i spódnice. Prężą się blade popiersia wystrojone w biżuterię i turbany ze starych kolekcji Diora, Givenchy, Lacroix. Zamieram, muszę sobie przypominać o oddychaniu. Pragnę każdej z tych rzeczy, ale boję się czytać metki, sprawdzać ceny. Biorę do rąk czarny sweter z dyskretnym suwakiem na plecach. Ramiona wysokie, wypchane poduchami jak galowy mundur. Odkładam go i sięgam po szmaragdową suknię z golfem. Jest wystarczająco posępna, by zadowolić nawet zdradzaną żonę. Sukienka ze starą duszą. Opuszkami palców muskam materiał, nachylam się, przykładam sukienkę do twarzy. Z przymierzalni wyściełanej błękitnym pluszem wychodzi kobieta. Ma co najmniej siedemdziesiąt lat. Anorektyczne Ciało zabandażowane czernią. Szyja usztywniona kolią Bvlgari. Zacięte usta, wystające kości policzkowe. Przegląda się w lustrze. W Tel Awiwie już byśmy rozmawiały. Że kolia stworzona dla niej, że czerwień rubinów podkreśla zieleń jej źrenic, że musi ją mieć. Ale to nie jest Tel Awiw. Podchodzę do sprzedawcy, sprzedawczyni, w pogotowiu mam uśmiech. Pytam o historię turkusowego pierścionka oprószonego koralami. To chyba kolekcja Diora z wczesnych lat sześćdziesiątych. – Pierścionek sprzedaje pewna wiekowa dama. Nigdy jej tu nie widzieliśmy, rzeczy przynosi jej majordomus. Kiedyś niedyskretnie wspomniał, że madame utyły palce. Rozumiem, pozbywa się biżuterii przypominającej o upadku jej ciała. Sprzedawca, sprzedawczyni mówi to wszystko tonem pozbawionym emocji, ot, streszczenie faktów. – A ta sukienka? Wygląda jak nowa. – Pokazuję palcem włóczkę z metką Celine. – To romantyczna historia. Mąż przyłapał żonę na zdradzie. Wstawił do naszego butiku rzeczy, których nie zdołała zabrać, kiedy uciekała z domu. A teraz on chce mieć pewność, że wszystko się sprzeda, zanim zmięknie mu serce i wróci tu, by to dla niej odzyskać. Dlatego tak dobra cena. – A czy znamy – mówię bezosobowo – imię żony tego pana? – O tak, wypluwał je z siebie po stokroć. Brigitte.”